Wybrane aktualności
Projekt: Miłosierdzie
Dlaczego boimy się miłości?
Jak jeść w najlepszych restauracjach i nie zbankrutować?
Fragment książki Johna Powella pt. "Dlaczego boję się kochać?"
Robimy coś dla nich z wyraźnym zamiarem zdobycia ich miłości. Wyciągamy ramiona niczym szale wagi. W jednej ręce trzymamy nasz datek dla nich, drugą wyciągamy po datek dla nas. Możemy się nawet łudzić, że to jest miłość.
Wiemy, że naszą samotność może wypełnić tylko miłość innych ludzi. Wiemy, że musimy czuć się kochani. Paradoks polega na tym, że chcąc wypełnić pustkę naszej samotności, szukając miłości innych ludzi, nieuchronnie zamiast ukojenia znajdujemy jeszcze głębszą pustkę. Prawdą jest, że jesteś nikim, dopóki ktoś cię nie pokocha. Tylko ten, kto doznał miłości, jest zdolny do rozwoju. Przerażającą, lecz rzeczywistą prawdą ludzkiego życia jest to, że kochając mnie lub odmawiając mi miłości, inni ludzie mają w swych rękach mój rozwój. Najczęściej, kierowani własnymi palącymi potrzebami i brakami, stajemy wobec życia i naszych braci jako poszukujący miłości. Stajemy się podobni ludziom, o których C.S. Lewis w książce pt. Cztery miłości pisze: ...tym, którzy po prostu chcą się zaprzyjaźnić, nigdy się to nie udaje. Pragnienie czegoś poza przyjaźnią jest koniecznym warunkiem zaprzyjaźnienia się . Większość z nas uświadamia sobie potrzebę miłości i usiłuje miłości szukać u innych ludzi. Ale ten paradoks nie zna kompromisu: szukając tylko upragnionej miłości, nigdy jej nie znajdziemy. Jesteśmy przegrani.
Miłość może rozwiązać nasze problemy, ale musimy zdać sobie sprawę, że kochany jest ten, kto daje się kochać. Osoba, która orientuje swoje życie na zaspokojenie własnych potrzeb, która szuka miłości, gdyż ta jest jej potrzebna, cokolwiek by o niej powiedzieć, pozostaje zajęta sobą. Nie daje się kochać, jeśli nawet zasługuje na współczucie. Jest skoncentrowana na sobie i jak długo trwa ten stan, jej zdolność kochania jest skarłowaciała, a ona sama pozostaje ciągle dzieckiem.
Jeśli jednak ktoś pragnie nie tyle być obdarzanym miłością, ile nią obdarzać, stanie się w oczach innych jej wart i bez wątpienia będzie w końcu kochany. Naszym życiem rządzi niezmienne prawo: zajmowanie się sobą samym i skupianie się na sobie jedynie izoluje nasze ja i prowadzi do jeszcze głębszej i bardziej dokuczliwej samotności. To zaklęty krąg, który zamyka się w nas i w którym samotność i szukanie ulgi w miłości innych ludzi tylko przybiera na sile.
Jedynym sposobem, by wyłamać się z tego wytwarzanego przez nasze pożądliwe ego kręgu, jest przestać zajmować się sobą i zająć się innymi ludźmi. Oczywiście nie jest to łatwe. Przeniesienie zainteresowania z siebie na innych to nierzadko wysiłek i praca na całe życie. Trudność polega na tym, że musimy, zamiast siebie, innych postawić na pierwszym miejscu. Musimy nauczyć się odpowiadać na potrzeby innych ludzi, nie szukając zaspokojenia własnych potrzeb.
Psycholog, ks. Adrian van Kaam, w książce pt. Religion and Personality twierdzi, że ten, kto dąży do własnego szczęścia i spełnienia, nigdy go nie znajdzie i dodaje, że jeśli ktoś je osiągnął, to tylko dlatego, że potrafił zapomnieć o sobie i szukał szczęścia i spełnienia ludzi, którzy go otaczają. Problem polega na tym, że każdy z nas kurczowo trzyma się łodzi ratunkowej własnego życia. Ulegamy pokusie fascynacji naszym własnym samospełnieniem i wszystko, co robimy, służy w jakiś sposób naszemu własnemu bezpieczeństwu i szczęściu. Możemy być samolubni w sposób bardzo wyrafinowany i subtelny. Zajmowanie się sobą jest bezwzględną przeszkodą do ludzkiego szczęścia i spełnienia, ponieważ szczęście i spełnienie człowiek może osiągnąć tylko dzięki prawdziwej miłości. Każdy z nas musi podjąć fundamentalną decyzję co do tego, czemu chce poświęcić życie. Jeśli postanowimy spędzić życie w pogoni za własnym szczęściem i spełnieniem, naszym przeznaczeniem będzie porażka i pustka. Jeśli postanowimy poświęcić życie dążeniu do spełnienia i szczęścia innych ludzi, a właśnie to zakłada miłość, z pewnością osiągniemy własne szczęście i spełnienie.
Ktoś, kto pragnie wyłącznie własnego spełnienia lub kto decyduje się kochać po to, by osiągnąć spełnienie, stwierdzi, że jego miłość jest daremna, a to dlatego, że wciąż chodzi mu tylko o siebie samego. Człowiek rozwija się tylko w takim stopniu, w jakim poszerza swoje horyzonty; osoba, która postanowiła kochać po to, by znaleźć swoje spełnienie i szczęście, dozna rozczarowania i nie będzie się rozwijać, ponieważ jej horyzont wciąż zamyka się na niej samej. A zatem w żadnym przypadku nie możemy wyobrażać sobie miłości jako drogi do samospełnienia, bo gdy tak się dzieje, wciąż pozostajemy w zdradliwym błędnym kole, wychodząc zawsze od własnych potrzeb i przez innych ludzi powracając znów do siebie. Nie wolno nam nigdy traktować innych ludzi jako środka do celu. Zawsze powinni oni być ostatecznym celem miłości. Dojrzałość osiągniemy wyłącznie w takim stopniu, w jakim zdołamy oderwać nasze zainteresowanie od nas samych, naszych potrzeb oraz egocentrycznego pragnienia zaspokojenia tych potrzeb.
Prawdziwie kochamy tylko wtedy, kiedy nasz umysł i pragnienie koncentrują się na drugim człowieku, kiedy cała nasza aktywność wynika z troski o drugiego, a nie z troski o siebie. Powiedzieliśmy, że jeśli ktoś kocha właśnie w ten sposób, będzie kochany i powinien przyjąć miłość innych ludzi. Jednak za wszelką cenę należy bronić się przed iluzją polegającą na tym, że kochając, oczekuję tej zapłaty.
Muszę, jak uczy Chrystus, oddać swoje życie, aby je zyskać. Muszę odkryć, że prawdziwie otrzymuję jedynie wtedy, gdy daję. Muszę stracić swoje życie, a nie jestem do tego zdolny, jeśli wciąż o nim myślę.
Innymi słowy, miłość oznacza troskę, akceptację i zainteresowanie w stosunku do otaczających mnie ludzi, których staram się kochać. Jest to dar z siebie, który może się okazać ołtarzem ofiarnym. Jestem zdolny kochać innych tylko w takim stopniu, w jakim kierują się ku nim moje myśli, serce i życie; mogę odnaleźć siebie jedynie zapominając o sobie. Miłość jest rzeczywiście kosztowna i wymagająca. Wewnętrzne cierpienie, które nosi w sobie każdy z nas, blizny będące częścią naszego człowieczego dziedzictwa, konkurencja innych ludzi i przykład pochłoniętego samym sobą świata powodują, że trudno nam złożyć w imię miłości ofiarę z samych siebie. Miłość zawsze oznacza przynajmniej ofiarę zwrócenia myśli i pragnień ku innym, zapomnienia o własnym ja i własnym interesie. Nie trzeba dodawać, że za takie zapomnienie nasze “ja płaci zawsze wysoką cenę.
Ale jeśli życie miłością jest trudne, to nie jest to życie ponure i niewdzięczne. W rzeczywistości tylko takie życie jest prawdziwie ludzkie i szczęśliwe, ponieważ wypełnione jest treściami, które są głębokie jak życie, nieograniczone jak świat, nieskończone jak wieczność. Tylko wtedy, gdy przystajemy na miłość i gdy zgadzamy się zapomnieć o sobie, możemy odnaleźć własne spełnienie. Nadejdzie ono niedostrzegalnie i tajemniczo, jak łaska Boża, ale rozpoznamy je i będzie ono w nas rozpoznawalne dla innych. Musimy dokonać przewrotu kopernikańskiego, który nasze umysły i serca skoncentruje na dobru i spełnieniu innych ludzi; przemiana ta zapewnia wszystko, chociaż niczego nie żąda dla siebie. W ostatecznym rozrachunku osobą budzącą miłość jest ten, kto zgodził się kochać.
Jakże często wymagamy od innych miłości, jednocześnie odmawiając ofiary z siebie i zapomnienia o sobie, bez których nie można wzbudzić miłości. Jednak ten, kto zgłębi ten subtelny i przepastny paradoks miłości i kto jest gotowy bez zastrzeżeń i oczekiwania wzajemności poświęcić się zaspokajaniu potrzeb i spełnieniu innych ludzi, z pewnością będzie kochany i spełniony w sobie.
Ale jak możemy kochać, jeśli nigdy nie byliśmy kochani? Między tym, co czarne, i tym, co białe, zawsze istnieje obszar szarości. Każdy z nas posiada pewną zdolność kochania, pewną możność przenoszenia zainteresowania z siebie samego na potrzeby, szczęście i spełnienie innych ludzi. Będziemy kochani w takim stopniu, w jakim to realizujemy, w jakim urzeczywistniamy utajony w nas potencjał. Jeśli nawet na początku jesteśmy zdolni kochać tylko trochę, będziemy już trochę kochani przez innych; a miłość, którą zostaniemy obdarowani, umożliwi nam stopniowe odchodzenie od samych siebie w kierunku, który ona nadaje. Zatem przed każdym z nas stoi następujące zadanie: musimy wykorzystać każdą, mniejszą czy większą tkwiącą w nas zdolność kochania. W takim stopniu, w jakim będziemy skłonni do wysiłku i poświęcenia w tym kierunku, ożywiać nas będzie i wzmacniać miłość, którą otrzymamy w zamian; musimy jednak pamiętać, że czyniąc taki dar z siebie nie możemy siebie mieć na uwadze, a to oznacza, że wykluczone jest zakładanie lub domaganie się wzajemności. Kiedy zaczynamy pytać: A co ty dla mnie zrobiłeś?, przestajemy kochać.
John Powell
Fragment książki Johna Powella pt. "Dlaczego boję się kochać?" udostępniony za zgodą Wydawnictwa Księży Marianów.

