Wybrane aktualności
Projekt: Miłosierdzie
Dlaczego boimy się miłości?
Jak jeść w najlepszych restauracjach i nie zbankrutować?
Marta i Robert
Pierwsza wiadomość: 26 grudnia 2008
Pierwsze spotkanie: 6 stycznia 2009 (Dworzec Warszawa - Wschodnia)
Pierwszy pocałunek, który okazał się początkiem naszej "Wspólnej Drogi":
20 lutego 2009
R: A zatem Marta zacznie, ponieważ to Ona mnie znalazła...
M: Dla mnie nasza znajomość była czymś niespodziewanym, gdyż zawsze jak wpisywałam miasto w wyszukiwarkę to były to albo okolice Koszalina, z którego pochodzę albo Lublin, gdzie studiuję. Warszawę również potraktowałam jako okolicę Lublina i tak właśnie w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia znalazłam Roberta i weszłam na jego profil...
R: Moja obecność na przeznaczonych była okresowa - nasilała się gdy było trochę więcej wolnego czasu - wakacje, przerwa świąteczna. Wtedy też zauważyłem, że mój profil odwiedziła właśnie Marta. Nie będąc dłużnym również odwiedziłem Jej profil. Uśmiech na mojej twarzy pojawiał się wprost proporcjonalnie do tego jak wczytywałem się w profil Marty. Tutaj muszę zaznaczyć, że szczególne znaczenie odegrał w pewnym sensie cynamon.
I tak stało się - pierwszy napisałem wiadomość i tak zaczęliśmy ze sobą korespondować z niecierpliwością oczekując kolejnej wiadomości.
M: Robert zaintrygował mnie najpierw zdjęciem - to zobaczyłam najpierw. Nie dość, że w moim typie (okulary, bródka :D), to jeszcze miał takie dobre oczy. Tak, to niewątpliwy atut. Jako że nigdy nie piszę pierwsza, miło mi się zrobiło, gdy dostałam od niego wiadomość. Niby nic szczególnego - jak to bywa z pierwszymi wiadomościami, ale zaintrygowały mnie jego życzenia bożonarodzeniowe, na końcu których napisany był cytat z "Przesłania Pana Cogito" (które zresztą bardzo lubię) "Bądź wierna. Idź". Brzmiało to niemalże jak proroctwo..
R: Ponieważ wiedziałem już, że Marta mieszka w Koszalinie, a studiuje w Lublinie i podczas podróży ma przesiadkę w Warszawie co sprawiło, że nasze spotkanie stało się bardzo realne. Marta napisała mi kiedy będzie jechać do Lublina - to było Święto Trzech Króli - i wtedy po raz pierwszy spojrzeliśmy sobie w oczy. Takie pierwsze spojrzenie jest bardzo ważne, bo po nim już się wie czy coś z tego może być czy lepiej nie robić sobie nadziei. Jednak Pan chciał, aby kontakt między nami się nie urwał. Przy okazji spotkania na dworcu poznałem także brata Marty - Przemka
M: Robert czekał na mnie 1,5 godziny na Dworcu Wschodnim, w styczniu, gdzie temperatura była sporo poniżej zera. Pociąg się spóźniał i już na wstępie Robert dał się poznać jako cierpliwy i empatyczny człowiek. Nie dość , ze tyle czekał, to jeszcze przywitał nas z uśmiechem na twarzy. Pomyślałam -szaleniec jakiś. Wszak warto było odpowiedzieć na to szaleństwo. A w tym wszystkim był taki... normalny. Taki po prostu, a zarazem szlachetny, dobry i skory do pomocy ( co dało się zauważyć podczas kolejnych spotkań).
R: Od razu zaczęliśmy nadawać na tych samych falach. W pamięci zapadł mi cytat z wiersza ks. Twardowskiego, który jest w profilu Marty "Miłości się nie szuka, jest albo jej nie ma" i w naszym przypadku wszystko kierowało się ku temu, aby zacząć być razem. Zanim jednak to się stało odwiedziłem Martę w Lublinie pod pretekstem zespołu KULT, który akurat grał w Lublinie 8 lutego. Po tym koncercie zaprosiłem Martę na bal połowinkowy (wprawdzie to nie były moje połowinki, bo wtedy byłem już na 4 roku jednak wspólna zabawa w dużej auli Politechniki Warszawskiej nastraja bardzo pozytywnie). Wróciłem do Warszawy, Marta na przerwę międzysemestralną pojechała do Koszalina, ale przyjechała pod koniec wraz z Przemkiem do mnie do Warszawy (zapraszałem ich wcześniej, aby pokazać trochę stolicy). I tak zwiedzając centrum miasta odwiedziliśmy m.in. Muzeum Powstania Warszawskiego, wieczorem kawiarnię Same Fusy na Starym Mieście, a na drugi dzień poszliśmy na film do Kinoteki w Pałacu Kultury i Nauki...i wtedy...
M: Hehe, do kina przyszliśmy jako bardzo dobrzy znajomi, a wyszliśmy jako para :P do dziś pamiętam moment, kiedy w pewnym momencie nagle splotły się nasze palce, później dłonie, pierwszy pocałunek.. No i tak jakoś to się później wszystko potoczyło. Niesamowite było dla mnie to, że do końca nic nie było wiadome, nasza relacja owiana była taką aurą tajemniczości, Robert zabiegał o moje względy bardzo subtelnie i choć wyczuwałam drobne gesty, sygnały, to do końca pozostawało dla mnie niejasne.. I w tym cały urok a ja krok po kroku zakochiwałam się w nim. Wyczuwam w tym w ogóle wielka działalność Boga, bo gdy kiedyś modliłam się o dobrego męża, prosiłam, by był to ktoś z charakterem, a za razem czuły i dobry. Właśnie taki jak Robert. No i przystojny.. :>
I jak to się mówi – przyciągnął wyglądem, zainteresował intelektem, a zatrzymał charakterem.
R: Bogu dziękuję, że tak to się wszystko potoczyło. Zawsze sceptycznie podchodziłem do znajomości przez internet, a związek na odległość w ogóle nie wchodził w grę. A tu proszę Koszalin, Lublin i Warszawa cudownie przybliżyły się. Wątpiłem, że więź łącząca dwoje ludzi może być tak silna, a jednak tak jest. W naszych intencjach pielgrzymowaliśmy do Częstochowy w sierpniu 2009 z Warszawską Akademicką Pielgrzymką Metropolitalną i jeśli Bóg da chcemy co rok dziękować Matce Boskiej za to, że jesteśmy razem.
M: To tak w skrócie :P
R: Planujemy wspólną przyszłość razem